Tegoroczna edycja konkursu „Licealiści polecają sobie lektury” już za nami. W etapie szkolnym zwyciężył Jan Cieślak z klasy III h. Zachęcamy do przeczytania jego recenzji i sięgnięcia po książkę.

 

Licealiści polecają lektury – edycja druga (rok 2016/2017)

Jan Cieślak – klasa III H – IV LO im. Adama Mickiewicza 

„Ojca twojego ja dobrze pamiętam, był bohaterem! Czekam, abyś był godny jego pamięci”

                                                                           (Jan III Sobieski – Andrzej Stojowski, „W ręku Boga”)

U schyłku roku poprzedniego napisałem artykuł dla szkolnej gazetki pt. „Czy literatura jest w ogóle potrzebna?” („Wielka Improwizacja”, 22 listopada 2016). Przedstawiłem w nim, jak wielki wpływ na mnie wywarła przygoda z książkami Henryka Sienkiewicza. Żałowałem, że po „Panu Wołodyjowskim” „to jest już koniec i nie ma już nic”. Oglądanie ekranizacji jego prozy również mi nie wystarczyło, chciałem więcej. Pewnego dnia, kiedy na archiwalnych stronach Klubu Miłośników Filmu natknąłem się na artykuł o sequelach, moją uwagę przyciągnął artykuł o adaptacjach Jerzego Hoffmana. Autor krótkiego zestawienia zasugerował, że dalszy ciąg Trylogii mógłby zostać przeniesiony na ekran w oparciu o książkę Andrzeja Stojowskiego pt. „W ręku Boga”. „A więc to nie koniec?” – zadałem sobie pytanie. Niedługo potem w bibliotece znalazłem odpowiedź. „Tak, to nie koniec! Hurrrrraaa!”.

W 1997 niejaki Andrzej Stojowski opublikował powieść, która miała stanowić dalszą część Trylogii – czyli jej czwartą część. Nie wiem nic o tym, czy dotychczas istniały jakieś próby wyjaśnienia dalszych losów postaci (Sienkiewicz machnął kiedyś parę utworów, jak sztuka „Zagłoba swatem”, ale nie były to próby znaczącego kalibru). Tymczasem najnowsza odsłona dziejów bohaterów Sienkiewiczowskiego cyklu miała mieć równie epicki charakter, jak poprzednie trzy książki. Także i język miał stanowić wierne naśladownictwo stylu naszego giganta narracji, a fabuła miała jak zwykle obracać się wokół ważnych wydarzeń z historii naszej Ojczyzny (konkretnie – z XVII wieku). Książka ta została wydana niedługo przed premierą „Ogniem i mieczem” na ekranach polskich (a później i światowych) kin. Niestety, o ile film do dziś (mimo różnych mankamentów) cieszy się popularnością, o tyle chyba „czwarta odsłona Trylogii” jest zapomniana nawet przez fanów Sienkiewicza.

Jeśli chodzi o mnie, to nie miałem powodu do narzekań. Autor wprawdzie nie dorównał Sienkiewiczowi i za bardzo starał się przekazać nam ze stuprocentową dokładnością jego styl, przez co czasem ciężko się to czyta, ale to wciąż jest to, co decydowało o pasjonującej lekturze „Ogniem i mieczem”. Widać, że Stojowski był wielkim pasjonatem materiału źródłowego, bowiem zadbał, aby widz bez przeszkód przeniósł się w czasie do świata wielkich wojen, intryg politycznych oraz krwawych pojedynków. Wątki z poprzednich książek zostały rozwiązane nieraz w sposób kontrowersyjny: autor nie wahał się uśmiercić wielu protagonistów, którzy odgrywali ważną rolę w innych częściach powieści. Innym razem ich losy toczą się w równie zaskakujący sposób: wdowy po kamienieckich herosach – Basia i Krysia – znajdują pocieszenie w rękach następnych kawalerów, którzy przysporzą im jednak sporo zmartwień. Nie brak tu pomysłowych rozwiązań, jak np. sprawa bezpiecznego przetransportowania królewskich imponderabiliów, której zagrażają wysłannicy wrogich państw. Nasi bohaterowie będą musieli zmierzyć się m.in. z samymi czterema muszkieterami! No i bitwa pod Wiedniem, rzecz jasna, stanie się okazją do tego, by synowie Skrzetuskich i Kmiciców mogli zaprezentować swoje niezwykłe umiejętności bojowe i ogromnego ducha patriotyzmu.

Minął ponad wiek od wydania „Pana Wołodyjowskiego”, kiedy Stojowski postanowił pozwolić sobie w swej fantazji dopisać sporo elementów „nieprzyzwoitych”, które Sienkiewicz ledwie sugerował w swych utworach. Wielu ludzi sarkało z tego powodu, że np. autor przesadził z erotyką we „W ręku Boga”, ale nie zauważyłem, by autor popełnił w tym jakiś błąd, a przeciwnie – dlaczego postaci z książki mają nie odczuwać radości z „tych spraw”? ;) Mnie zapadł w pamięć dość wstrząsający fragment o tym, jak jeden z żołdaków długo gwałcił służącą (albo wieśniaczkę) na oczach bezradnego Jacka (partnera jednej z wdów – szczegółów zdradzać nie będę). Innym razem przeżyłem szok, gdy jakiś niemiecki najmita wykonał wyrok na matce jednego z bohaterów. Jeśli czytaliście Trylogię, to będziecie nie mniej zaskoczeni…

Podsumowując – „W ręku Boga” to – mimo niezbyt zachęcającego tytułu, wielu dłużyzn i przyciężkiego języka, pozycja obowiązkowa dla tych, którzy umierają z ciekawości, jak dalej mogłyby potoczyć się losy wszelkich Skrzetuskich, Kmiciców i Wołodyjowskich, a przede wszystkim Zagłoby (którego wątek rozwiązany jest w sposób smutny), polecam także miłośnikom wielkich powieści historycznych i przygodowych.