Z przyjemnością informujemy, że pierwszy etap międzyszkolnego konkursu "Licealiści polecają sobie lektury" został rozstrzygnięty. Oto wyniki:

Pierwsze miejsce:

Mateusz Stańczyk

Wyróżnienia:

Emilia Bronowska

Jan Cieślak

Monika Kobza

Gratulujemy!

princsc1

Poniżej prezentujemy recenzje wszystkich laureatów:

Mateusz Stańczyk (III H)

Pomimo wiadra nienawistnych pomyj, jakie bez większego trudu można by wylać na nasz system edukacji, to jedno trzeba mu oddać  rozszerzony język polski w liceum dostarcza okazji poznania niesamowitych książek. Wszyscy, którzy zechcieliby z niej skorzystać, będą mieli szansę przeczytać genialne dzieła, po które najprawdopodobniej nigdy nie sięgnęliby z własnej woli (a przynajmniej nie przed czterdziestką). Jedną z takich powieści jest niewątpliwie „Sońka” Ignacego Karpowicza. Twarda oprawa, minimalistyczny design okładki i niewielki format. Nie wiem czemu, ale to niepozorne wydanie zafascynowało mnie odkąd po raz pierwszy położyłem na nim dłoń. Jakby chciało mi obiecać, że treść książki będzie równie hipnotyzująca. Śmiało mogę powiedzieć, że okładka mnie nie oszukała.

            Młody pisarz w swojej książce zabiera czytelnika na wschodnie kresy II Rzeczypospolitej, by opowiedzieć historię Sonii, jej krótkiego życia i miłości do niemieckiego oficera. Akcja toczy się na dwóch planach czasowych: historycznym, w którym Sonia opowiada tragiczne wydarzenia sprzed siedemdziesięciu lat i współczesnym, w którym młody reżyser wysłuchuje jej opowieści i szuka w niej inspiracji. Więcej z fabuły zdradzać bym nie chciał, ponieważ uważam ją za genialną w swej prostocie i grzechem byłoby odkrywać jej tajemnice przed osobami, które nie miały przyjemności czytać tej książki. „Sońka” nie sili się na stawianie martyrologicznych pomników. Dziełu Karpowicza nie będzie można też przypiąć łatki „antypolskiego”, jak niektórzy postanowili nazywać „Idę” Pawlikowskiego. Opowieść ze wschodnich kresów nie pada na kolana przed nikim i nikogo nie gloryfikuje. Nie ma tu romantyzmu – jest tylko życie. Odarte z pięknych słów, ale i wolne od przesadnej demonizacji. Cały czas czytając „Sońkę”, można odnieść wrażenie, że tak właśnie mogło być. Że historia Sonii, Joachima i Miszy mogła się zdarzyć naprawdę, że całe cierpienie młodej dziewczyny mogło być prawdziwe. Prawdopodobnie było i podobne historie zdarzały się zdecydowanie częściej niż wszyscy byśmy chcieli. Ta skromność i przytłaczająca świadomość realności tych wydarzeń jest tym, co czyni „Sońkę” bardzo smutną. Niech jednak nikt nie pomyśli, że dzieło Karpowicza to jakaś prosta dosłowna historyjka. Książka napisana jest w sposób fenomenalny, styl autora wciąga od pierwszych stron, a ilość odniesień, jakie mogłaby tam odnaleźć osoba dużo inteligentniejsza ode mnie, jest niesamowita i naprawdę dużo bym dał, za możliwość ponownego przeczytania tej książki z obszernym komentarzem. Chapeau bas panie Karpowicz!

            „Sońka” jest bez żadnych wątpliwości jedną z najlepszych książek, jakie poznałem w Liceum. Jest to jednak lektura niezwykle ciężka, przygnębiająca i zdecydowanie nie poprawi nikomu humoru. Karpowicz nie stworzył marmurowego pomnika heroizmu, a raczej epitafium dla ofiar przypadkowych. Jeśli książka ta stara się coś robić, to przywrócić pamięć tym zapomnianym – zmarłym i skrzywdzonym, zwykłym przypadkowym ludziom. Indywidualna tragedia jednej dziewczyny z białoruskiej wioski jest niesamowitą i smutną historią, której przeczytanie bez wahania poleciłbym każdemu.


Emilia Bronowska (II H)

         Część z nas, ludzi młodych, uwielbia romansidła  niegrzeczny chłopak i grzeczna uczennica, bądź zbuntowana dziewczyna, która się zmienia pod wpływem kolegi z klasy  poukładanego nastolatka. Proste i przewidywalne historie, przy których łatwo odpocząć po męczącym dniu. Część woli pobawić się w szpiega, zanurzyć oczy w opisach morderstw, gwałtów i krwi. Przez chwilę poczuć adrenalinę, rozwiązując zagadkę, zgadując szyfr  z emocji zostawiając ślady palców na brzegach kartek. Ba! Nawet dopuścić się naruszenia konstrukcji jednej z nich i delikatnie, prawie niezauważalnie ją rozerwać. Wciągające, trzymające w napięciu, z nagłymi zwrotami akcji. Jeszcze inni będą chcieli powędrować oczyma wyobraźni w daleką przeszłość bądź przyszłość. Raz będą groźnymi dyktatorami potężnego imperium, a kiedy indziej szalonymi naukowcami, pracującymi nad szczepionką przeciw starości. Fikcyjne, bez granic umysłu, bajkowe. Jest też odłam ludzi, do których sama należę. Nie sięgam do przeszłości, ponieważ zwyczajnie jej nie lubię. Nie uciekam do przyszłości, bo się jej boję. Odnajduję się w tym, co tu i teraz. O tym właśnie jest książka, o której chcę napisać.

         Małgorzata Halber – autorka powieści „Najgorszy człowiek na świecie”  to dziennikarka młodego pokolenia, co widać po języku, jakim się posługuje w swojej książce  autorka nie omieszka zakląć, przestawić szyk w zdaniu czy użyć kolokwializmu. Jej powieść z pewnością nie trafi do spisu lektur w najbliższych latach – i bardzo dobrze! Pisana swobodnie, językiem potocznym, nie urzędowym, jest zbyt ludzka jak na lekcję polskiego. I to właśnie w niej najbardziej lubię. Nie ma budowy stroficznej, nie jest pisana 13-zgłoskowcem, nie ma podziału na części o dziwacznej numeracji, nie ma tu bohatera romantycznego, ani odniesień do mitologii. A mimo tego nie jest to banalna książka do kawy nasączona przypadkowymi przekleństwami. Nie jest dla każdego i każdej na zapełnienie nudy.

Halber opowiada tu trudną historię  kim staje się człowiek, który stojąc wysoko w społecznej hierarchii, zaczyna sięgać dna przez początkowo niegroźne używki, a przede wszystkim alkohol. Żeby wzbudzać emocje, autorka nie potrzebuje kunsztownych form i środków literackich  opisuje myśli bohatera w 1 osobie, a to w zupełności wystarcza, by mówiąc o obojętności, skupić całą uwagę czytelnika na swoich słowach. Co mnie zaskoczyło? Podczas lektury nie czułam różnic pomiędzy mną, a główną postacią. Myślałam i przeżywałam podobnie do niej, chociaż jedyne co mnie z nią łączy, to miejsce zamieszkania. Mimo tego, że nie jestem uzależniona,nie jestem alkoholiczką  utożsamiałam się z nią, czułam jak ona i przeżywałam możliwie najszczerzej jak potrafię. Nie chciałam przeczytać tej książki szybko, w jedną długą noc. Obawiałam się też, że ta lektura może stać się krótkim romansem z innym światem. Dawkowałam sobie emocje, zamykałam rozdziały w momencie napływu myśli. Nie pragnęłam powiewu inności, a podróży, która na stałe mnie zmieni. I tak też się stało. Zauroczyła mnie delikatność osobowości głównej bohaterki. Nie ma łatwego życia, nie sprzyjają jej pomyśle wiatry, a jednak nadal jest (z pozoru) kruchą kobietą pragnącą szczęścia. Mogę śmiało stwierdzić, że Małgorzata Halber perfekcyjnie połączyła tutaj kontrast wydarzeń bohaterki z jej kobiecą osobowością.

Książka nie zachęca do siebie tylko mocnym tytułem, ale również okładką. Byłam ciekawa, o czym może pisać owa Halber z wściekłym kotem w lustrze na okładce.

         Mówi się, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Sięgnęłam i zakochałam się w „Najgorszym człowieku na świecie”. Nie żałuję i polecam każdemu, kto nie boi się sparzyć.


Jan Cieślak (II H)

W latach czterdziestych amerykański pastor i prozaik Lloyd C. Douglas napisał powieść o tematyce religijnej, której akcja była umiejscowiona w realiach starożytnego Rzymu. Podobnie jak „Quo Vadis” H. Sienkiewicza przedstawia ona historię rzymskiego dowódcy, który razem ze swą ukochaną poznaje drogę do Jezusa Chrystusa i stopniowo rozpoczyna nowe życie, rezygnując z pogańskich wartości. Tytułowa „Szata” to przedmiot, który trybun Marcellus otrzymuje w grze w kości przed krzyżem Jezusa  szata należała właśnie do niego. Pod wpływem tego trofeum trybun przechodzi niezwykłą przemianę, która doprowadzi go do odkrycia zupełnie nowego spojrzenia na świat i ludzi. Książka zyskała wielką popularność, doczekując się nawet ekranizacji w 1953 z Richardem Burtonem w roli głównej. Nie brak również współczesnych wznowień tego dzieła, które przetłumaczono także na język polski. W ciągu 70 lat nie straciła niczego ze swej uniwersalnej i atrakcyjnej dla obecnego czytelnika formy, tak że jej 300 stron czyta się z zaciekawieniem i trudno się od niej oderwać. Sylwetki postaci zostały nakreślone z dbałością o bogate rysy psychologiczne, każda z nich przedstawia rozmaite postawy i charaktery, przez co niełatwo przejść obojętnie wobec ich losów. Na uwagę zasługuje także tło, które zachwyca przystępnymi i malowniczymi opisami miejsc w Rzymie i Jerozolimie, można odnieść wrażenie, że naprawdę tam się jest. Powieść ma wartką narrację i dramatyczną fabułę, i dzięki temu lektura tego dzieła będzie znakomicie spędzonym czasem dla każdego, kto lubi czytać, a także dla tych, którzy zaczynają przygodę z książkami lub rzadko czytają. Warto też wspomnieć o takich walorach powieści jak ukazane w dialogach refleksje nad chrześcijańskimi wartościami w życiu codziennym oraz stosowaniem sprawiedliwych zasad moralnych w świecie, w którym nie ma miejsca na indywidualizm i głos protestu. Szczególnie budujące jest zakończenie książki, które należy do jednych z najpiękniejszych, jakie mogliśmy podziwiać w historii literatury. Podsumowując „Szata” to wspaniała powieść, którą warto przeczytać z powodu jej wybitnych wartości literackich i moralnych.


Monika Kobza (II H)

Robiąc ostatnio porządki na strychu, natknęłam się na książkę pt. „Samowolka” autorstwa Piotra Kokocińskiego. Zaciekawiła mnie ona od razu  niezbyt często trafia się powieść, która została napisana na podstawie scenariusza do filmu, a nie na odwrót.

Akcja rozgrywa się w latach 90. Nowi poborowi przyjeżdżają do wojska, wśród nich znajduje się Robert Kowalski – główny bohater powieści. Jest to młody człowiek z silnym charakterem, jako jedyny sprzeciwia się tak zwanej „fali”, która rządzi najmłodszymi żołnierzami. Starsi koledzy pod przewodnictwem groźnego Jabłońskiego nie postępują regulaminowo, ośmieszają i poniżają „kotów”, stosując wobec nich kary fizyczne i psychiczne. Kowalski mimo ciężkich doświadczeń i gróźb wraz z kolegą Michalskim postanawia samowolnie opuścić jednostkę wojskową.

Powieść przybliża mi realia służby wojskowej. Dzięki dokładnym opisom autora mogłam przenieść się w zupełnie nieznany mi świat. Polecam przeczytanie tej książki każdemu, kto interesuje się tematyką wojskową, ale również osobom, którym jest to zupełnie obce. Książka wzbudziła we mnie wiele emocji, niestety również negatywnych. Niektóre opisy sytuacji są wstrząsające, ale zarazem skłaniające do ogólnej refleksji na temat złego traktowania ludzi i łamania ich praw.