Zacznijmy od bardzo ogólnego pytania. Co ma Pani zamiar zmienić w naszej szkole?

Rzeczywiście jest to bardzo szerokie pytanie. Pozwolę sobie odpowiedzieć w ten sposób: Pewne działania mają charakter długofalowy, inne mają szansę być zrealizowane znacznie wcześniej. W chwili obecnej moim priorytetem jest uaktywnienie was, czyli młodych ludzi na terenie własnego środowiska. W tym celu powołałam do życia wraz z nauczycielami historii klub varsavianistyczny. Moim zdaniem idea szerzenia przywiązania do miejsca, w którym się mieszka jest szczególnie istotna w mieście stołecznym, jakim jest Warszawa. Kolejnym przedsięwzięciem, którego realizacji się podjęłam jest stworzenie od podstaw szkolnego klubu doradztwa zawodowego, „Moja Ścieżka Kariery”. Chodzi głównie o udostępnienie testów kompetencyjnych i pomoc w zapoznawaniu się z tradycyjnymi oraz nowymi kierunkami studiów. Co do programów długofalowych, to jednym z moich głównych celów jest zmiana relacji w sferze uczeń - nauczyciel. Nie da się tego zrobić od razu, ale chciałabym, żeby przede wszystkim osoby, które starują w olimpiadach przedmiotowych otrzymywały swojego naukowego opiekuna, z którym mógłby pozostawać w bliskim kontakcie, i który doradzałby im i pomagał w przygotowaniu. Mam tu na myśli nie szybką wymianę zdań na przerwie, ale rzeczywiste, autentyczne wsparcie, chociażby możliwość, by do tego opiekuna zadzwonić i nie tracić motywacji z przyczyny niepowodzeń czy trudności. Przecież coś może go przerastać. Poza tym, o czym zapomniałam wcześniej wspomnieć, jeszcze w tym roku zamierzam od podstaw utworzyć samorząd szkolny, ponieważ on w poprzednich latach troszeczkę nam nie funkcjonował. A chciałabym, żeby był on prężnym związkiem młodzieżowym, który rzeczywiście organizuje życie szkoły. Tutaj widzę otwarte pole dla każdego ucznia.

Z tego co Pani mówi wynika, że stawia Pani na relacje uczeń - nauczyciel…

Tak, ale nie tylko na te relacje. Chcę zwiększyć waszą aktywność, aktywność osób młodych. Zarówno na polu dydaktycznym, co oznacza udział w licznych konkursach, olimpiadach, jak i można powiedzieć artystycznym, czyli zrobić z naszej szkoły szkołę otwartą, do której chętniej niż w poprzednich latach będą przychodzić ludzie pomysłowi. Bo świat jest trudny, bo świat się komplikuje i stoimy przed wieloma wyzwaniami.

Mówiła Pani o olimpijczykach, o osobach bardzo zaangażowanych w życie szkoły i bardzo zdolnych. A co może Pani powiedzieć o uczniach, którzy nie są tak utalentowani, a też oczekują czegoś od szkoły?

Uczniowie mający trudności, będą mieli możliwość uczestniczenia w zajęciach wyrównawczych. Oprócz tego każdy będzie miał możliwość znalezienia dla siebie jakiejś formy zajęć, które pomogą w rozwijaniu swoich talentów. Albowiem każdy posiada jakąś pasję, zamiłowanie, trzeba tylko stworzyć szansę i miejsce, gdzie będzie się mogła ona ujawnić.

Jak to się stało, że zdecydowała się Pani kandydować na dyrektora szkoły?

W zeszłym roku mieliśmy bardzo trudną sytuację. Kiedy okazało się, że poprzednia dyrektorka, pani Barbara Taff nie jest już w stanie pełnić swojej funkcji i kiedy przyszło mi decydować o tym czy będę, czy nie będę kandydować, pomyślałam o tym, że skoro uczę już 25 lat w tej szkole, to bardzo dobrze rozumiem jak działa i jakie ma potrzeby, jakie są jej zalety i niedoskonałości. Stwierdziłam, że będę mogła tutaj wiele zrobić.

Czyli podjęła się Pani tego zadania dlatego, że dostrzega Pani wady naszej szkoły?

Nie, raczej dlatego, że jestem świadoma jej zalet. Może po kolei, najpierw zalety, a potem wady. Nasza szkoła ma bardzo dużo zalet.

Teraz przyszło mi do głowy, że uważa Pani, iż jest Pani odpowiednią osobą na to stanowisko właśnie dlatego, że tak długo pracuje Pani w naszej szkole. Chodzi mi o to, że niektórzy nauczyciele przychodzą mówiąc: „Jestem bardzo młodą osobą, mam tyle pomysłów!”

A ja mówię: „Jestem doświadczona i mam wiele pomysłów!”

Czy odkąd została Pani dyrektorem naszej szkoły, czuje Pani jakąś presję związaną z odpowiedzialnością za uczniów? Konkretnie za uczniów, bo nie pytam tu o nauczycieli czy resztę szkolnego personelu.

Ta presja jest niewyobrażalna. Na przykład teraz, jak wiecie, klasy pierwsze pojechały nad Solinę, na taki tradycyjny wyjazd integracyjny. To ja za nich odpowiadam, za cały ten wyjazd. Wyjazd 185 uczniów spędza mi sen z powiek, cały czas jesteśmy w kontakcie. Osobiście nadzorowałam odjazd każdego autokaru. Dzwonię, żeby dowiedzieć się, jaka jest u nich pogoda, czy wszyscy są zdrowi, czy nie dzieje się nic niepokojącego. A przecież oprócz tego cały czas kontroluję to, co się tutaj dzieje. Ja byłam przez lata wychowawczynią, tak więc byłam odpowiedzialna za klasę. Teraz się to przemnożyło.

Czy obowiązki, które na Panią spadły związane z objęciem nowej funkcji, dały się już Pani we znaki?

Ogrom obowiązków spoczywający na dyrektorze jest trudny do wyobrażenia. Nawet pracując tyle lat w szkole nie miałam do końca tej świadomości, tak więc rzeczywiście jest to bardzo trudne wyzwanie, ponieważ dyrektor może i cieszy się dużą autonomią, ale jest ona pozorna, bo równocześnie za wszystko się tu odpowiada. Poza tym trzeba mieć świadomość, czy działa się w ramach prawa. Trzeba to nieustannie sprawdzać.

Czyli może Pani powiedzieć, że nie spodziewała się Pani, że to będzie aż tak duży obowiązek? Chodzi mi o to czy było to dla Pani zaskoczeniem, czy przewidziała Pani, że będzie trzeba czasami zacisnąć zęby, żeby podołać różnym zadaniom?      

Spodziewałam się, ale powiedzmy, że w 80 procentach. Czyli troszkę mnie to zaskoczyło.

Pytanie wyrwane z kontekstu, ale jednak bardzo istotne. Czy ma Pani jakieś życiowe motto?

Tak, bardzo proste. Myśleć, obserwować i działać.

Z wywiadu przeprowadzonego w szkole wiemy, że jest Pani nauczycielką języka polskiego, co tajemnicą nigdy nie było. Uczy Pani od wielu lat. Jak to się stało, że zdecydowała się Pani zostać nauczycielką?

Sądzę, że były dwa czynniki. Tradycja rodzinna, pochodzę z rodziny, w której, zarówno tej bliższej jak i dalszej, jest bardzo wielu nauczycieli. A jeśli chodzi o wybór profilu polonistycznego, humanistycznego to chyba też kontynuacja tradycji rodzinnej. Równocześnie odpowiadało to moim pragnieniom. Jestem nauczycielem, który dokonał świadomego wyboru decydując się na tę właśnie drogę życiową.

Nie można zatem powiedzieć, że trafiła Pani do szkoły przez przypadek.

Absolutnie. To była bardzo świadoma decyzja ze wszystkimi konsekwencjami.

Czy nawet po tylu latach nauczania nadal czerpie Pani z niego radość? Jest ona mniejsza, większa w związku z upływem czasu?

Oczywiście nauczanie przez tak długi czas staje się coraz trudniejsze, bo trzeba walczyć po pierwsze z rutyną, która jest nieuchronna w każdym zawodzie. Ale przed tą rutyną chronią mnie uczniowie. Zarówno ci, którzy dają mi się we znaki swoimi negatywnymi zachowaniami, jak również ci, w których odnajduję pasję, którzy mają jakieś pomysły, są wrażliwi. Mam pewne doświadczenia, które pozwalają mi porównać uczniów naszej szkoły z uczniami innych szkół. I zawsze, przychodząc tutaj na lekcje, utwierdzam się w przekonaniu, że mamy wyjątkowych uczniów.

Na podstawie tego, że uczy Pani dość długo, może Pani nam opowiedzieć, jak z biegiem lat zmieniali się uczniowie? Mam tu na myśli jakąś wyraźną zmianę w zachowaniu, stosunku nauczycieli do uczniów i uczniów do nauczycieli.

Zacznę najpierw od uczniów. Pamiętam doskonale, bo każdy nauczyciel pamięta doskonale, swoją pierwszą klasę. To była klasa o profilu matematyczno-fizycznym z rozszerzonym francuskim, bo kiedyś ten układ był inny. Było w niej 26 osób, liceum trwało wtedy cztery lata, wszystkie te osoby doszły do matury. Te 26 osób zdało maturę i dostało się na studia w sytuacji, kiedy nie było jeszcze żadnych innych studiów poza państwowymi. Do dziś pamiętam swoje pierwsze lekcje, na których były tak gorące dyskusje, uczniowie tak się ze sobą kłócili, było w nich tyle pasji i tyle chęci, o czym dzisiaj niestety mogę sobie tylko pomarzyć. Zastanawiam się, na czym to polega, bo z jednej strony uczniowie skarżą się, że nie daje się im możliwości do dyskutowania, wypowiadania się, ale jak im się już stworzy tę możliwość, to mówią raptem dwa zdania i dyskusja umiera śmiercią naturalną. Oczywiście ja nie obwiniam za to uczniów, bo to są zmiany, które dokonały się przez ćwierć wieku, w wyniku przeobrażenia całego świata. Powiedziałabym, że z jednej strony młodzi ludzie są dziś bardzo bezpośredni, ale równocześnie coraz bardziej, niestety, infantylni, czyli niedojrzali.

Spotkałam się z opinią, że im nowsze pokolenie tym większą wiedzę ono posiada, ale tym bardziej jest pozbawione uczuć. Czy Pani się może z tym zgodzić?

Ja uważam, że takie generalizowanie jest nietrafione, dlatego, że mogę dać tu przykład wolontariatu, który działa w naszej szkole. Wasza błyskawiczna akcja pomocy dla zwierząt. Nie można mówić w ten sposób, oczywiście dzisiaj częściej spotykamy się z takim egoizmem, agresywnością, ale nie generalizowałabym tego w ten sposób, że jesteście nieczuli.

Co pani ceni w uczniach?

W uczniach, których mam teraz brakuje mi tego, co mieli jeszcze ci z początku mojej kariery zawodowej. Idealizmu. Być może bez tego idealizmu jesteście lepiej przygotowani do życia, tylko ja lubię zadawać pytanie: „Do jakiego życia?” Cywilizacje umierają bez idei. Człowiek też umiera bez idei. Jeśli moją ideą jest znaleźć pracę, mieć willę z basenem i samochód, żeby innym zbielało oko, to ani ja nie będę szczęśliwa, ani to społeczeństwo nie przetrwa. Tego idealizmu mi najbardziej brakuje. To zawsze najbardziej ceniłam w uczniach. Idealizm i pasję. Nawet jeśli przynosi to potem bolesne rozczarowanie.

Czyli może Pani powiedzieć, że inwestycja w jakieś marzenie, jakiś pozornie niemożliwy do spełnienia plan jest czymś ważnym?

Tak, pod warunkiem, że tym marzeniem nie jest wygranie Top Model.

Co ceni Pani u swoich kolegów, czyli nauczycieli? Co powinno być cechą każdego prawdziwego nauczyciela?

Odpowiem dyplomatycznie. Nauczyciel musi lubić ucznia, czyli musi być człowiekiem, dla którego ten drugi, nieważne czy on jest uczniem, czy jego kolegą, pozostaje osobą najważniejszą. A człowiek to nie jest tylko uczeń, który ma umieć od do. W każdym momencie nauczyciel musi pamiętać, że ma do czynienia z osobą, z podmiotem. Pracując z uczniem, musi pamiętać, ze to jest człowiek, który dojrzewa, który ma swoje problemy, dylematy, życiowe tragedie. To jest dla mnie najważniejsze. Żeby ten nauczyciel nigdy nie zapomniał, że pracuje z osobowością.

Z pewnością są rzeczy, które denerwują Panią u nauczycieli. Czy może nam Pani powiedzieć o takiej największej i najgorszej? Oczywiście nie mam tu na myśli patologii, ale rzecz, która Panią irytuje i skłania do tego, żeby zadać sobie pytanie: „Jak można postępować w ten sposób albo mieć takie podejście?”

Najbardziej denerwuje mnie to, co w ogóle denerwuje mnie u ludzi. Niefrasobliwość i nieodpowiedzialność. Mam tu na myśli również nieodpowiedzialność w wykonywaniu swoich obowiązków zawodowych czy wychowawczych, taką niezdolność do przewidzenia pewnych konsekwencji.

Czyli nie zaprzecza Pani, że istnieją nauczyciele z nieodpowiednim podejściem do swojego zawodu?

Ja tego nie powiedziałam.

Nie, nie, dlatego właśnie pytam czy może się Pani z tymi słowami zgodzić? Chodzi mi o taką sytuację, kiedy nauczyciel jest na przykład po części winny jakiemuś zdarzeniu?

Kategoria winy i kary obejmuje raczej sferę prawną, ja raczej w to wchodzić nie będę.

Miałam na myśli może nie tyle winę, co odpowiedzialność za to, co się dzieje z uczniem.

A to rzeczywiście, jeżeli jest jego wychowawcą, jeżeli jest jego nauczycielem, no to oczywiście nie może być takiej sytuacji, że wystawia kilka zagrożeń i wychodzi z założenia, że jest to spowodowane tylko tym, że uczniowie się nie uczą. Takie podejście mnie nie przekonuje.

W związku z tym, czy zamierza Pani stawać w obronie uczniów w przypadku, kiedy Pani zauważa, że dzieje się im ewidentna krzywda? Załóżmy, że nauczyciel osądza ich bardzo niesprawiedliwie, oni przychodzą do Pani i się Pani o tym dowiaduje. Czy jest Pani gotowa stanąć w ich obronie przed nauczycielem, czyli przed swoim kolegą?

Jako dyrektor szkoły jestem przede wszystkim odpowiedzialna za powierzonych mi uczniów i nauczycieli. W związku z tym , gdybym nie uwzględniała tego albo nie traktowała tego jako priorytetu, to nie mogłabym być dyrektorem tej szkoły.

Zakładamy, że istnieje jakiś konflikt, Pani zaprasza do siebie ucznia i nauczyciela, i próbuje tę sprawę rozwiązać. Uczniowie mogą na Panią liczyć w tej kwestii?

Byle ogonek mi tu zaraz nie stanął. Tak, jak najbardziej, o ile mówimy o sytuacjach ekstremalnych.

Jesteśmy uczniami liceum, osobami dorosłymi, dorastającymi. Czy jest Pani gotowa obdarzyć nas pewną dozą zaufania, jeśli chodzi o naszą inicjatywę względem szkoły? Na przykład chcemy pomalować korytarz w kwiatki, kupiliśmy farbę, jesteśmy gotowi. Czy jest Pani w stanie rozważyć ten pomysł, czy odpowie Pani, że nie ma sensu robić sobie tyle kłopotu?

Tego dotyczyło pierwsze pytanie. Zależy mi na wyzwoleniu inicjatywy, tylko jako dyrektor szkoły muszę dbać o to, żeby ta inicjatywa była korzystna dla środowiska szkolnego.

Tak, nie mówimy tu o ustawieniu trampoliny na boisku szkolnym.

I skakaniu na główkę do piaskownicy, która się tam znajduje. Oczywiście, że z każdą inicjatywą można się do mnie zgłosić, ja wręcz tego oczekuję. Wtedy będziemy wszystko ustalać. Ja jestem otwarta nawet na najbardziej szalone pomysły. Po prostu będziemy sprawdzać, co z tych szalonych pomysłów da się zrobić.

Uczniowie zapewne chcieliby wiedzieć, jaka jest do Pani dostępność. Czyli jak mają przekazać Pani swoje pomysły? Przewiduje Pani coś takiego jak czas spotkań?

Przewiduję, natomiast w tej chwili wszystkie pomysły należy przekazywać przez wychowawcę. Bierze się to z tego, że jeszcze nie minęło wiele czasu mojej pracy w tej nowej roli i jest dużo bardzo ważnych spraw, są takie momenty, że i z nauczycielami nie mogę porozmawiać. Będę walczyć o to, żeby uczeń mógł przyjść bezpośrednio do mnie. Póki co ten kontakt jest ograniczony, ale nie niemożliwy.

Mamy jeszcze pytanie dotyczące zaufania, ale jeśli chodzi o naszą prawdomówność. Załóżmy, że przychodzi do Pani uczeń z problemem, który może się wydać absurdalny. Mówi o czymś co jest dziwne, niemal nie do uwierzenia. Czy będzie się Pani starała zrozumieć co się wydarzyło, czy na przykład powie Pani, że…

Chodzi o to, że powiem: „Idź i nie mów bzdur.”, prawda? To jest sprawa bardzo trudna, ale w tej kwestii ja ufam swojemu instynktowi wieloletniego nauczyciela, który rzadko mnie zawodzi. Jestem w stanie ocenić wiarygodność rozmówcy. Sprawa w każdym razie nie skończy się tym zdaniem.

Czyli jest nas Pani w stanie obdarzyć najpierw pewną dozą zaufania, a dopiero potem, jeżeli ją Pani straci wyciągnąć konsekwencje. Mam na myśli czy nie zamierza Pani wyprzedzać faktów.

Powiem tak: jeśli w grę wchodzi wasze bezpieczeństwo, to nie zamierzam z niczym zwlekać. Priorytetem jest zachowanie tego bezpieczeństwa. To też odnośnie waszych pomysłów. Muszę je korygować pod kątem bezpieczeństwa i prawa. Bo nie może być tak, że WY CHCECIE. Ja też bym dużo chciała. To nie znaczy, że będziemy się sztywno trzymać litery prawa, ale nie możemy go też w ewidentny sposób naruszać.

Czyli rozróżnia Pani innowacyjną inicjatywę od tej, która jest dla nas po prostu groźna i nielegalna, choć może nie zdajemy sobie z tego sprawy?

Tak, tak. Jak najbardziej stosuję takie właśnie rozróżnienie.

A jaką dozą zaufania może nas Pani obdarzyć, jeśli chodzi o krytykę wobec szkoły? Czyli przychodzi uczeń i wylicza, że jemu nie podoba się to a to. Pani tego mimo uszu nie puści?

Z tą krytyką trzeba bardzo uważać, bo młodzi ludzie bardzo często mają tendencję do krytykowania wszystkiego tylko dlatego, że jest im to narzucone. W związku z tym są niezadowoleni, bo muszą chodzić do szkoły, muszą pisać klasówki, muszą się przygotowywać do matury, więc jeżeli krytyka dotyczy tego, to będę ją traktować pobłażliwie. Natomiast, jeśli przychodzą z krytyką konstruktywną, dotyczącą konkretnego zjawiska i mówią nie tylko o tym, że ono się im nie podoba, ale o tym jak je zmienić, ja tego bardzo chętnie wysłucham i sprawdzę czy jest to możliwe do zrealizowania ze względów organizacyjnych, prawnych i finansowych. Jeśli się okaże, że to jest możliwe, będziemy działać.

Z przeprowadzonej z Panią rozmowy wynika, że zamierza Pani wiele zmienić w naszej szkole. Będzie to z całą pewnością wymagało dużego nakładu pracy oraz szczególnej sumienności. Wobec tego nie pozostaje nam nic innego, jak w imieniu wszystkich uczniów życzyć Pani powodzenia w realizacji planów względem liceum.



Wywiad przeprowadziły: Julia Kierska i Karolina Sulkowska

Zdjęcia: Marta Kwiatkowska