Nasza pierwsza część wymiany polsko-niemieckiej rozpoczęła się dwudziestego szóstego kwietnia 2012 roku. Z pełnymi walizkami, torbami i zapasem pozytywnej energii zebraliśmy się o godzinie szóstej rano na lotnisku. Lot samolotem dostarczył wielu pozytywnych wrażeń a po około dwóch godzinach z okienek już można było dostrzec malownicze widoki niemieckich pól nasyconych żywymi barwami, do których coraz szybciej się zbliżaliśmy. Wylądowaliśmy w Düesseldorfie i od razu po otrzymaniu bagażu mogliśmy osobiście poznać naszych niemieckich znajomych. Następnie polska grupa rozdzieliła się na jakiś czas, by każdy z osobna mógł pojechać do miejsca zamieszkania swojej tymczasowej niemieckiej rodziny. Gdy każdy już zdążył się rozpakować i rozgościć, czekała na nas słodka niespodzianka w Bonn. Razem z naszymi partnerami udaliśmy się do cukierni na pyszną porcję lodów, a potem na krótką wycieczkę po okolicy. Można było zwiedzić dokładniej dawną stolicę Niemiec, przechadzając się po starówce lub zwyczajnie obejść tamtejsze sklepy. Było w czym wybierać. Reszta tego dnia należała wyłącznie do nas.

Dwudziestego siódmego mieliśmy świetną okazję do tego, by zobaczyć jak wygląda typowa niemiecka szkoła. O 8:00 zaczęły się lekcje, jednak nasza polska grupa była porozdzielana w różnych klasach. Niektórzy z nas mieli dwie godziny niemieckiego, zaś inni brali udział w lekcji angielskiego. Było to spowodowane tym, iż uczniowie z wymiany niemieckiej uczęszczają do różnych klas, wskutek czego Polacy dzielili się według tych edukacyjnych kryteriów. Po zajęciach zostaliśmy powitani przez Dyrektora i pokazano nam całą szkołę. Ogromne wrażenie wywarł na nas fakt, iż nasi niemieccy sąsiedzi posiadają aż pięć dużych boisk wokół budynku, a także klasy jakich my w Mickiewiczu nie mamy: salę do zajęć z gotowania, szycia czy sztuki. Po południu polska grupa zobaczyła dom Beethovena, a po krótkim czasie wolnym udaliśmy się z naszymi partnerami do Haus der Geschichte, czyli świetnego muzeum urządzonego w nowoczesnym stylu, komponującego w sobie historię niemieckiego społeczeństwa i nie tylko, w niezwykle plastycznej i artystycznej budowie.

Dwudziestego ósmego mogliśmy rozplanować sobie grafik jak tylko chcieliśmy. Jedni z nas poszli do niesamowitego parku rozrywki Phantasialand, kolejni udali się ze swoimi niemieckimi rodzinami do restauracji a jeszcze inni wybrali się na basen. Z ciekawostek o niemieckich basenach można powiedzieć, iż znajdują się tam trzy sektory z różnym rodzajem zbiorników a także z wyjściem na dwór, gdzie umęczony pływak może dla odmiany się poopalać. W jednej części umieszczono też kawiarenkę, w której na terenie basenu w stroju kąpielowym można zjeść sobie przekąskę. Przydałoby się coś takiego wybudować w Warszawie… Wieczorem atrakcji również nie brakowało. Ze swej popularności słynęły między innymi kręgle, gdzie drużyna polsko-niemiecka stoczyła prawdziwą bitwę na torach…

Dwudziestego dziewiątego kwietnia zebraliśmy się o poranku przed niemiecką szkołą, by stamtąd ruszyć autokarem do Burg Eltz. Podróż zabrała nam parę godzin, ale zdecydowanie było warto. Widoki na dziedzińcu przed Zamkiem Eltz były niesamowite. W środku zamku mogliśmy zobaczyć wspaniałą kolekcję malarstwa, militariów, czy pamiątek rodziny Eltzów. Imponująca była też sala elektorska, która zachowała swój historyczny wystrój. Następnie pojechaliśmy autokarem na rynek, gdzie mieliśmy trochę czasu wolnego. Po powrocie do Bonn cała grupa polsko-niemiecka urządziła wielki grill w parku, który trwał aż do samej nocy. Integracja na świeżym powietrzu przy tak dobrym zasobie przysmaków naprawdę się udała.

Trzydziestego kwietnia udaliśmy się w podróż pociągiem do Kolonii. Tam stanęliśmy przed obliczem ogromnej gotyckiej katedry, której droga na sam szczyt prowadzi przez 509 schodów. Wytrwali śmiałkowie z polskiej grupy dotarli aż na górę tej majestatycznej budowli, aby po zobaczeniu cudownej panoramy miasta móc po raz kolejny przemierzyć ową „lekką” trasę. Później czekało na nas zwiedzanie miasta z przewodnikiem. Obejrzeliśmy m.in. Kościół Św. Andreasa, od zewnątrz muzeum sztuki nowoczesnej, kawałek muru rzymskiego i most będący najczęściej używanym w Europie. Następnie mieliśmy czas wolny na obejrzenie Kolonii z Niemcami we własnym zakresie i na powrót do Bonn. Wieczorem większość grupy polsko-niemieckiej spotkała się nad Renem, by integrować się wspólnie przy odbijającym się od rzeki pięknym blasku księżyca.

Pierwszy maja wszyscy spędzili w parku wspinaczkowym. W tak ciepły dzień z ulgą powitaliśmy chłodzący cień wysokich drzew, po których skakaliśmy. To była iście niesamowita przygoda. Każdy mógł sprawdzić swoją wytrzymałość, odwagę a nawet cierpliwość zjeżdżając po linie, czy chodząc po siatkach, kołkach lub deskach wiele metrów nad ziemią. Najbardziej wymagającą trasą były „Himalaje”. Mniej trudne, lecz również wyczynowe były „Alpy”. Dla młodszych znalazły się dodatkowo jeszcze łatwiejsze tory. Jednakże nasza grupa z wymiany nie bała się postawić sobie wysokiej poprzeczki, próbując starcia z najcięższymi trasami. Po kilkugodzinnym wysiłku wszyscy mieli czas wolny. Można go było wykorzystać na różne sposoby. Jednym z nich wartym polecenia jest Kirmes – czyli rodzaj niemieckiego odpustu, na którym można kupić pyszne owoce w zastygłej czekoladzie na patyku, spróbować innych niemieckich przysmaków, zagrać w rzutki, przejechać się karuzelą, czy kupić pamiątki na straganie. Uważam, że taki wieczór jest jednym z najlepszych, nie tylko w związku z ciekawym sposobem spędzenia czasu ze swoją niemiecką rodziną, ale również w nawiązaniu do tradycji i kultury naszych sąsiadów.

Drugiego maja pojechaliśmy pociągiem do Akwizgranu, gdzie zwiedziliśmy rynek i znajdujący się na nim XIV wieczny ratusz, Katedrę (w której pochowani są Otton III i Karol Wielki, oraz gdzie koronowało się ponad trzydziestu niemieckich władców) i Skarbiec, w którym pani przewodnik pokazywała nam wszystkie kosztowności. Na wielką uwagę zasługuje Krzyż Lotaryński wysadzany kosztownymi kamieniami, który uchodzi za największy krzyż używany podczas procesji. Bardzo wiele nam o nim opowiadano. Mieliśmy oczywiście trochę czasu wolnego a przy tym wystarczyło go na to, by zwiedzić jeszcze okolicę z przewodnikiem i zachwycić się urokami miasta. Wszyscy wróciliśmy do Bonn pociągiem, a wieczorem cała grupa z wymiany po raz ostatni zorganizowała wieczorek w parku przy ognisku, gdzie każdy na życzenie mógł nawet upiec swój własny chleb.

Trzeci maja oznaczał powrót samolotem do Warszawy. O godzinie 12:30 powitaliśmy polską ziemię. Jeżeli ktoś zapytałby, czy warto pojechać na taką wymianę – odparłabym, że jest to fantastyczna podróż, idealna nauka samodzielności, jedna z większych życiowych satysfakcji, poznanie nowej kultury i osób, oraz oczywiście podszlifowanie języka niemieckiego, tudzież dodatkowo angielskiego. Plusów jest naprawdę dużo. Taką przygodę mogę polecić każdemu, kto chciałby wybić się ponad codzienną rutynę szkolnych dni i chociaż przez tydzień przeżyć coś innego niż dotychczas. A wspomnienia są naprawdę niesamowite, więc warto.   Klaudia Bąk (klasa II L)